Lubimy wracać do rozmów z bohaterami naszych wywiadów. Tak się zdarzyło z Henrykiem Krasuckim, znanym pułtuskim pszczelarzem, z którym przeprowadziliśmy cykl rozmów o pszczołach, o ich życiu, o miodach i produktach pszczelich, a dziś wracamy do Ewy Bochenek, nauczycielki, dyrektorki płocochowskiej szkoły, która niedawno przeszła na emeryturę. Pierwszy wywiad z nią dotyczył życia w małżeństwie i odbił się szerokim echem wśród naszych Czytelniczek i Czytelników. Dzisiaj czeka nas rozmowa o życiu i śmierci, który to temat Ewie narzuciliśmy. Wyraziła zgodę, ale powiedziała, że chciałby jeszcze kiedyś porozmawiać z nami o szczęściu.
Oczywiście, Ewa nie uważa się za... nauczycielkę życia, za taką, która pozjadała wszystkie mądrości życiowe. Nie! Po prostu chcemy pogadać jak kobieta z kobietą o tym, co kochamy. O życiu, które kochamy... nad życie. A - co ciekawe - niełatwo jest znaleźć taką rozmówczynię.
***
Ewa, dziś o życiu i śmierci. Jan Lechoń tak przejmująco to ujął. "Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną. Powiem ci: śmierć i życie – obydwie zarówno". Na początek więc powiedz mi: długo żyjesz, krótko? Jak ten czas ujmiesz?
A ja na początek powiem ci, że życie i śmierć to tematy rzeka. Myślę, że żyję już długo, patrząc na to, jak kiedyś ludzie wcześnie odchodzili. A moim marzeniem zawsze było dotarcie do takiego wieku, żeby moje dzieci, ja późno założyłam rodzinę, były pełnoletnie, żeby sobie poradziły, jak odejdę. I syn zdał maturę, córka jest na trzecim roku studiów, no to daj Panie Boże, dwieście lat w zdrowiu, ale dziękuję ci Panie za to, że do takiego momentu dożyłam.
Z wiekiem się mądrzeje? Bo ja znam powiedzenie, że lata nie dają mądrości, prócz starości lata nic nie dają.
Myślę, że dają. Sama widzę, że jestem mądrzejsza o doświadczenia. Cieszę się, kiedy młodsi ludzie przychodzą do mnie po porady. Wtedy im mówię, żeby znajdowali w życiu radość, żeby cieszyli się życiem, bo życie jest bezpośrednio związane ze szczęściem. Ale to szczęście trzeba dostrzegać w drobnych przejawach. Nie można wiecznie się obwiniać, że coś się nam tam nie udało. Życie to największy dar od Boga, nie wolno go zmarnować, więc co dalej za tym idzie... Nie wolno nic odkładać na później, czas ucieka. I nie wolno się bać, niczego, i nie wolno robić przykrości innym ludziom. To takie uwagi z marszu... A co do młodszych od nas... Oni starszych nie rozumieją, ale gdy nabierają lat, posiłkują się naszymi uwagami. Kiedyś słyszałam, podczas spotkania na cmentarzu, jak znajome pytały moją mamę, jak ona się czuje... "O co one pytają mamę?" – dziwiłam się. A dziś wiem, że starszy człowiek może czuć się różnie, raz lepiej, raz gorzej i to o to chodziło.
A jak sobie dajesz radę ze zmarszczkami, ze zmianami w organizmie, które niosą lata?
Jestem z rodziny o dobrych genach, moja mama, umierając, miała 75 lat i nie miała zmarszczek, tata miał 91 i też nie miał zmarszczek. Moi rodzice pracowali w polu, na słońcu, a jedynym kosmetykiem mojej mamy był, krem Nivea i perfumy Być Może. Poza tym nigdy nie patrzę na człowieka przez pryzmat jego niedoskonałości, piękno człowieka jest w jego wnętrzu.
Życie jest trudne, zgodzisz się ze mną? Dlatego tej życiowej mądrości nam potrzeba.
Tak, życie jest piękne i trudne. I różnie się obchodzi z różnymi ludźmi. Myślę, że np. olbrzymim dramatem dla rodziców jest niepełnosprawne dziecko. Ich życie jest bardzo trudne, a jeszcze myślenie o tym, co będzie z dzieckiem, kiedy ich zabraknie. Trudy życia... Ale żeby nie powiedzieć w złą godzinę, ja naprawdę nic więcej w życiu nie chcę. Mam wszystko. Ludzie pragną wygranej w Totolotka. A ja nie, myślę, że może wygrana zburzyłaby spokój w mojej rodzinie... Ważne, żeby żyć uczciwie, nie kłamać, nie oszukiwać, nie dawać obietnic na wyrost. Nieraz wydaje mi się, że życie mimo trudności jest proste, tylko my je komplikujemy.
Zachowujemy się nieobyczajnie...
Właśnie. Ja na to reaguję. Na przykład na zaśmiecanie ulic. Przechodzę, widzę samochód, w nim mamę z dziećmi, nagle papierek ląduje na ulicę przez okno. Kiedyś bym się wstydziła zwrócić uwagę... Podeszłam do samochodu i mówię: "Jakiś papierek wypadł. Które dziecko wyrzuciło?". A dziecko: "Mamo, ty mi kazałaś wyrzucić". "I jak pani dzieci wychowuje?" – spytałam. Albo taka sytuacja – dwóch chłopców przeklina aż uszy więdną, trzy przekleństwa, jeden wyraz obyczajny. Powiedziałam, że sobie nie życzę słuchać przekleństw w miejscu publicznym. I przeprosili! Albo taki przypadek. Na mojej ulicy jest ograniczenie prędkości do 40 km, przechodzę przez jezdnię, widzę samochód jadący setkę na godzinę. Zatrzymał się przy jednym z biur. Podeszłam do kierowcy, młodego człowieka i mówię: "Młody człowieku, życie przed tobą, ale jak tak będziesz jeździł, to któregoś dnia zabijesz kogoś i zniszczysz sobie życie". Przeprosił. Młody człowiek jest jak młode źrebię, niedoświadczony, trzeba mu zwracać uwagę, tylko spokojnie, kulturalnie, nie krzyczeć, ale reagować.
Miałaś szczęście, że te ŹREBIĘTA nie obrzuciły cię błotem... I jak tu żyć?
Dawać przykład dobrego zachowania, dobrego życia, pouczanie nic nie daje. Przez życie można przejść niezauważalnym i można zostawić po sobie ślad, np. w postaci dobrego przykładu. I to wiąże się z osobowością człowieka.
No, "nie ma szkół uczących żyć z ludźmi i światem"...
Bóg jest dla mnie na pierwszym miejscu w życiu. Ja rano mówię Pod Twoją obronę, oddaję Panu Bogu ten cały dzień. Człowiek, który zawierzy Bogu, czuje się lekki i spokojny. Dużo rozmawiam z Bogiem i jestem szczęśliwa. I zawsze uzyskuję pomoc. A od kogo się uczyć? Trzeba mieć mądrych rodziców, którzy pięknie kształtują dzieci w domu rodzinnym. Fajnie mieć rodzinę wielopokoleniową, z babcią, dziadkiem. Potem jest pani nauczycielka, potem osoby, którymi się otaczamy. Z kim przystajesz, takim się stajesz.
Na co nie warto marnować życia?
Też tak powiem z marszu... Nie warto marnować życia na obgadywanie ludzi. Na plotkowanie. Na nicnierobienie. Na denerwowanie się, wściekanie, nerwy nic nie dają, nic nie rozwiązują. A spokój wewnętrzny to łaska!
Jaki jest twój ulubiony manewr życiowy? Posuwisty krok w tył czy parcie do przodu?
Cały czas parcie do przodu. Odkąd myślę świadomie, prę do przodu. Nie wolno robić żadnych kroków w tył. Broń Boże. Ja jestem BARAN, typowy. Owszem, stanę pośrodku drogi, podumam, ale za chwilę idę do przodu. Nigdy się nie poddaję. Zresztą w rodzinie to ja wychodziłam naprzód. Podam przykład. Rodzice chorowali, dostęp do lekarzy był utrudniony, wszystko trzeba było ZAŁATWIAĆ. Miałam lat 18, siostra prawie 30 i kto szedł ZAŁATWIAĆ sprawę? Zawsze ja. Umiem żyć z ludźmi, powiem, że żaden sponsor nigdy mi nie odmówił, gdy prosiłam o coś w sprawach szkolnych. Gdyby nie oni, nie udałoby się zrobić wielu rzeczy w płocochowskiej szkole.
Jedni prą do przodu, drudzy cofają się, jeszcze inni zasklepiają się w swoich skorupach, ale wszystkich nas czeka jedno – śmierć. Jak ją odbierasz? To koniec wszystkiego czy NIE WSZYSTEK UMRĘ?
Grażynko, śmierć jest obok życia. Oj, "Jakie życie, taka śmierć" śpiewa Edyta Gepert... Często tak jest, że jak żyją ludzie, tak odchodzą A nie ma lepszego przejścia na drugi brzeg, jak w obecności najbliższych, którzy trzymają umierających za ręce... Tak odeszli moi rodzice.
Właśnie, niedawno umarł twój tato. Ty nie załamana, bez oznak depresji... Jak ty to robisz? Co cię tak trzyma?
Mój tata przygotowywał się do śmierci. Uważał, że dla niego już pora i czas. Mówił, że miał świetne życie, że dużo zrobił w życiu. Postawił pieczarę, zostawił mi pieniądze na poczęstunek dla gości. Rozkazał, żebyśmy wypili po jego śmierci po kieliszku wódki, gdy będzie ciepło po jednym, zaś zimą po dwa. Jak nasz ojciec odchodził z tego świata, to powiedział do mnie i do siostry: "Macie siedzieć przy trumnie i się śmiać". My pytamy dlaczego? A on: "Bo ja miałem dobre życie, udane". My powiedziałyśmy: "Tego to ci nie możemy obiecać". Mamę przeżył o 15 lat. Owszem, mam jakiś żal w sercu po jego odejściu, ale nie do Pana Boga, zresztą do nikogo. Poza tym tata marzył, żeby przed śmiercią nie leżeć ani jednego dnia w łóżku... Trudno jest przejść nad śmiercią do porządku dziennego, że oto nic się nie stało. Tak się złożyło, że w szpitalu był krótko. Mama zaś chorowała prawie rok. Miałam nadzieję, że pokona chorobę. Pytałam księdza, dlaczego mama odchodzi? Jest taka dobra, ładna. A ksiądz na to, że TAM nie ma samych niedołężnych i brzydkich ludzi. W odchodzeniu bliskich ważne jest, żeby oni czuli, że jesteśmy z nimi.
Spełniłaś wolę taty? Był ten kieliszek wódki?
Nie, pogrzeb odbył się w ograniczeniu pandemicznym. Tata pochowany jest w Pokrzywnicy. Myślę, że prośbę taty spełnimy w rocznicę jego śmierci.
Tata jakoś przygotowywał się do śmierci, zważywszy na jego zaawansowany wiek?
Tak, mówił, że tyle lat ile on żyje, to nikt ... nie żyje. Kiedyś poczuł się gorzej i wówczas powiedział, że przydałoby się kupić mu ubranie na śmierć. Zbyłam go wtedy. Ale za trzecim razem już mnie przyparł do muru. Kuzynka mi powiedziała: "Nie bądź niemądra, kup wszystko". Pojechałyśmy z siostrą, kupiłyśmy, ubranie czekało z sześć lat. Pytał o kolor koszuli, o chusteczkę, o buty... Spytał, gdzie to wszystko jest. Wytłumaczyłam mu i jestem przekonana, że jak nas nie było w domu, to spenetrował szafę na pewno. Znałam mojego tatę... Był już przygotowany, spokojny i więcej o ubranie nie pytał.
Pożegnałaś się z tatą?
To było piękne. Tata miał już wyjść ze szpitala po operacji przepukliny, ale raptem źle się poczuł. Zadzwonił dr Wojtek, powiedział, że tata odchodzi. Przyjechałyśmy z siostrą, ksiądz Kowalczyk go namaścił. Wzięłyśmy go za ręce, jego twarz jakby się zakolorowała, wziął trzy oddechy i ten wyraźny kolor zszedł. Wyglądał dobrze. Mówiłyśmy do niego. Lekarz powiedział, że nas słyszy.
Dlaczego nie spieszymy się kochać ludzi, skoro tak szybko odchodzą?
Jesteśmy niemądrzy. Nie wiemy, co będzie jutro, a zachowujemy się jakbyśmy mieli żyć wiecznie. A my jesteśmy tylko turystami, wszyscy jesteśmy turystami. Czas na nas musi przyjść, nie ma inaczej.
Umieranie jest po to, żeby żyć wiecznie? Wierzysz w to?
Tak. Gdyby tak nie było, nasze życie nie miałoby sensu. Ciało nasze zostaje, jest niczym, dusza idzie do nieba z możliwością kontaktowania się między zmarłymi. Wszyscy będziemy tworzyli jedną wielką, zgodną rodzinę.
Jakoś to do mnie nie przemawia. Będziemy wszyscy... O białej skórze, czarnej i żółtej, geje i lesbijki, księża i ateiści... W zgodzie?
Jeśli chodzi o LGBT to nic nie mam przeciwko. Ktoś się taki rodzi i już. Dlaczego ma być wyrzucony poza nawias? Osoby homoseksualne powinny mieć zagwarantowane prawa, ale nie powinni stanowić rodzin typu: mama, tata, dzieci. Ich życie, jak nasze, jest dane przez Pana Boga. Tak na marginesie, jeśli chodzi o LGBT to denerwują mnie pośmiewiska z Matki Bożej, te tęczowe parady...
Pośmiewiska? Nie słyszałam... A czy chodzenie na cmentarz przynosi ci ulgę?
Tak. Bardzo mi to potrzebne, daje mi spokój. Witam się ze swoimi zmarłymi, żegnam się z nimi. Opowiadam im, co się wydarzyło. Nieraz mi się przyśnią. A czy coś z tych snów wypływa? Nasz papież mówił, żeby nie interpretować snów.
Dziękuję ci, Ewa, za tę rozmowę. Mówiąc o sobie, o najbliższych, którzy odeszli, opowiedziałaś naszym Czytelnikom o życiu i śmierci, o śmierci, o której nie umiemy rozmawiać, a myśli o niej próbujemy odgonić, ba, przegnać...
PYTASZ MNIE, CO W MOIM ŻYCIU Z WSZYSTKICH RZECZY GŁÓWNĄ
Z Ewą Bochenek o życiu i śmierci rozmawia Grażyna Maria Dzierżanowska
- 19.08.2020 08:31